Już jutro rusza rekrutacja na studia na mojej alma mater czyli Uniwersytecie Warszawskim. Z tej okazji postanowiłam przerwać moje blogowe milczenie spowodowane zwolnieniem lekarskim, a potem urlopem macierzyńskim (jak sama nazwa wskazuje na “urlopie” nie ma czasu na takie przyjemności jak pisanie bloga) i z myślą o maturzystach, którzy zastanawiają się nad zdawaniem na lingwistykę stosowaną, opisać moje wspomnienia ze studiów.
Czy lingwistyka stosowana to trudne studia?
Moim zdaniem nie są one trudne w takim sensie, że nie studiuje się na nich bardzo skomplikowanych zagadnień np. teorii strun czy mechaniki kwantowej, ale na pewno są pracochłonne. Zanim zaczęłam studiować w Instytucie Lingwistyki Stosowanej, uprzedzano mnie, że to bardziej taki dalszy ciąg liceum, bo trzeba odrabiać prace domowe, zaliczać kartkówki, zgłaszać się do odpowiedzi, żeby wykazać się aktywnością i rzeczywiście tak dokładnie było (i myślę, że ze względu na specyfikę studiowania języków nadal jest). W związku z tym przez cały semestr nie ma się zbyt wiele czasu wolnego, a na większości zajęć (i wykładów też!) obecność jest obowiązkowa (na ogół dopuszczalne były dwie nieobecności w semestrze). Ponieważ trzeba na bardzo zaawansowanym stopniu opanować dwa języki obce, a do tego szlifować język polski, nie wystarcza praca na zajęciach – trzeba zakuwać również w domu, wykonywać prace domowe, pisać prace itp.
Przyszli adepci tłumaczeń mogą być zawiedzeni tym, że na pierwszych dwóch latach właściwie tłumaczeń jest bardzo mało. Zajęcia typowo językowe uzupełniają takie przedmioty jak fonetyka, psycholingwistyka, analiza dyskursu, teoria przekładu, literatura, historia, pedagogika i psychologia. Ogólnie pierwszy rok według mnie był zaplanowany tak, aby wyeliminować “najsłabsze ogniwa”. Nauki było naprawdę sporo i to zarówno w trakcie semestru, jak i w czasie sesji. Dla mnie osobiście najgorsza była sesja zimowa na drugim roku (był to jedyny moment, w którym rozważałam zmianę kierunku), potem było już nieco lżej.
Jak wyglądają studia magisterskie na lingwistyce stosowanej?
Obecnie pewnie już trochę inaczej niż za moich czasów, ponieważ byłam jednym z pierwszych roczników (a może nawet pierwszym) po podziale studiów na dwa etapy i pewne kwestie były jeszcze niedopracowane. Na pewno na studiach magisterskich nacisk jest już położony na tłumaczenie. W zależności od wybranej specjalizacji (ustnej lub pisemnej) grupy mają więcej zajęć z tłumaczeń pisemnych lub ustnych. Warto mieć na uwadze, że osoby, które w przyszłości absolutnie nie chcą mieć do czynienia z tłumaczeniami ustnymi, i tak będą musiały je zaliczyć! Większość przedmiotów było zakończonych zaliczeniem, a więc podobnie jak na licencjacie trzeba pracować przez cały rok. Za to sesja na studiach magisterskich była w zasadzie formalnością (2-3 egzaminy).
Czy w trakcie studiów da się dorabiać?
Na studiach licencjackich pracy jest mnóstwo i na pierwszym roku może być trudno pogodzić pracę ze studiami. Jednak począwszy od drugiego roku większość studentów dorabia sobie korepetycjami, które w miarę elastycznie można połączyć ze studiowaniem w Instytucie. Z uwagi na małą liczbę grup elastyczność planu zajęć na lingwistyce jest znikoma, co sprawia, że na pierwszych latach trudno wykroić dłuższy czas na jakąś bardziej stałą pracę. Pamiętam, że gdy na pierwszym roku dojeżdżałam spod Warszawy na uczelnię, nasz plan zajęć doprowadzał mnie do rozpaczy. Prawie codziennie zaczynaliśmy o 8-9, a kończyliśmy o 18, bo zajęć było dużo, a do tego w planie mieliśmy bezsensowne 1,5-godzinne okienka, które były za krótkie, aby popracować, a za długie na samo zjedzenie obiadu czy plotki. Niemniej jednak prawie całe studia magisterskie przepracowałam jako weryfikatorka w Agencji MAart (ok. 20 godzin tygodniowo), a na ostatnim semestrze założyłam własną działalność.
Co wspominam najlepiej ze studiów na lingwistyce stosowanej?
Ploteczki z moimi psiapsiółkami pod naszą palmą w holu :). Ale to jest nasze niepowtarzalne doświadczenie, bo tego holu już nie ma! Od kilku lat lingwiści kształcą się w nowym budynku, więc komfort studiowania na pewno się podniósł w stosunku do roku 2007. Z przedmiotów bardzo lubiłam historię Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, zajęcia językowe (choć to zależało w dużym stopniu od tego, czy prowadzący miał pomysł na zajęcia), a na magisterce uwielbiałam warsztaty tłumaczeniowe i to zarówno pisemne, jak i ustne. Bardzo podobało mi się to, że wykładowcy traktowali nas od samego początku bardzo poważnie i dużo rozmawiali z nami o realiach zawodu tłumacza.
Co wspominam ze studiów najgorzej?
Psycholingwistykę. Przypuszczam, że w rzeczywistości to bardzo ciekawy przedmiot, ale organizacja zajęć i podejście wykładowcy uniemożliwiało w moim odczuciu polubienie go. Ogólnie problemy organizacyjne, które po części wynikały też z ówczesnych trudności lokalowych, nieprzyjazny plan zajęć i bardzo duże natężenie pracy na pierwszych latach to moim zdaniem najtrudniejsze aspekty lingwistyki stosowanej.
Pamiętam, że z koleżankami często narzekałyśmy też na nieprzydatność niektórych wykładów i zajęć. Faktycznie lingwistyka stosowana wówczas miała łączyć w sobie wykształcenie teoretyczno-naukowe z umiejętnościami praktycznymi i dzisiaj chyba trochę bardziej doceniam tę podbudowę naukową, choć nadal nie przydaje mi się ona w codziennej pracy (natomiast ciężko byłoby bez tego pisać pracę licencjacką i magisterską). Za moich czasów funkcjonował na UW konkurencyjny dla lingwistyki kierunek – tłumaczenia specjalistyczne. Teoretycznie miał on być bardziej praktyczny i uczyć przede wszystkim warsztatu tłumacza, ale gdy rekrutowałam się na staże w biurach tłumaczeń, zawsze jednak lingwistyka była traktowana z większą estymą niż tłumaczenia specjalistyczne, ale czy rzeczywiście przekładało się to na większe umiejętności absolwentów mojego kierunku, nie jestem w stanie stwierdzić.
Czy warto studiować lingwistykę stosowaną?
Zdecydowanie tak. Są to studia, które otwierają wiele dróg kariery, nie tylko w branży tłumaczeniowej. Wśród moich kolegów i koleżanek są specjaliści od HR-u, marketingu, stewardessy, właściciele firm niezwiązanych z branżą tłumaczeniową, dziennikarze, naukowcy i oczywiście aktywni zawodowo tłumacze. Zresztą uważam, że jeżeli po maturze nie ma się pomysłu na siebie, a koniecznie chce się skończyć studia (co w dzisiejszych czasach nie jest moim zdaniem już gwarancją sukcesu zawodowego), to perfekcyjnie opanowane języki obce zawsze się przydadzą. Poza tym ze względu na swoją specyfikę wydaje mi się, że studia te uczą samodyscypliny i samodzielności. A może po części wynika to z tego, że wytrzymują je osoby o pewnych określonych predyspozycjach?
Jakie predyspozycje trzeba mieć, aby studiować lingwistykę stosowaną?
Moim zdaniem trzeba lubić się uczyć na bieżąco, bo z doskoku przed sesją nie opanuje się niezbędnego materiału. To nauka żywego języka, którą trzeba stale praktykować. Sumienność, pracowitość, ale też komunikatywność i otwartość będą mile widziane :). Dobrze jest również już w liceum wyrabiać sobie nawyk w byciu na bieżąco z wydarzeniami ze świata i Polski. Tłumacze muszą być dyletantami w każdej dziedzinie :).
Jeżeli macie jeszcze jakieś pytania o to, jak wyglądają studia na lingwistyce stosowanej, zapraszam do zadawania pytań tutaj albo na Facebooku. A może skończyliście lingwistykę stosowaną na UW (lub innej uczelni) i zechcecie podzielić się swoimi doświadczeniami z kandydatami na ten kierunek? Piszcie, co wspominacie najlepiej z lingwistyki stosowanej, a o jakich aspektach wolelibyście zapomnieć. Stwórzmy tu nieformalny informator dla nowego narybku ;).
4 thoughts on “Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie… czyli lingwistyka stosowana okiem absolwentki”
Bardzo dziękuję za ten wpis! Tego potrzebowałam, bo od dłuższego czasu myślę nad lingwistyką stosowaną na UW, ale nie mam pojęcia jak tam jest i nie miałam kogo o to zapytać. Obecnie studiuję filologię francuską z angielskim, za rok licencjat. No i po licencjacie marzy mi się magisterka właśnie na lingwistyce na specjalności tłumaczeniowej, ale boję się, że poziom na lingwistyce jest wysoki a tłumaczenia okażą się zbyt trudne…
Pozdrawiam
Wszystko zależy od tego, jaki masz poziom angielskiego. Jeżeli C1/C2, to nie będziesz mieć problemu. A tłumaczenia podciągniesz, bo tak jak napisałam, na licencjacie prawie ich nie ma, tylko teoria. Dużo osób z filologii przenosiło się za moich czasów na lingwistykę po licencjacie. Pozdrawiam i trzymam kciuki 🙂
Ja kończyłam lingwistykę stosowaną na UW na poziomie magisterskim po licencjacie z innego kierunku. Dzięki temu udało mi się uniknąć tych piekielnych przedmiotów pedagogicznych i praktyk w szkole. Co wspominam najgorzej? Chyba panią Śwital i jej chamskie uwagi. :p A najlepiej zdecydowanie przedmioty językoznawcze, zwłaszcza gramatykę kontrastywną z Konikiem. Za to najbardziej przydatne okazały się zajęcia z języka polskiego, bo jakoś tak wyszło, że zamiast tłumaczem zostałam w końcu redaktorem.
“Są to studia, które otwierają wiele dróg kariery, nie tylko w branży tłumaczeniowej”.
Sam jestem absolwentem lingwistyki stosowanej (I i II stopnia) i niestety nie mogę zgodzić się z tym stwierdzeniem. Osoby kończące studia na tym kierunku rzeczywiście były pożądane na rynku pracy, jednak było to kilka lat temu, gdy stanowił on nowość w ofercie edukacyjnej uczelni. Obecnie lingwiści znajdują pracę stosunkowo szybko w przypadku, gdy zaczęli otrzymywać zlecenia jeszcze przed otrzymaniem dyplomu, będąc zauważonymi przez odpowiednie osoby, mają “schedę” tłumaczeniową po rodzinie (nieczęste przypadki, ale się zdarzają) bądź też po prostu mają nieziemskie szczęście. Pozostali kończą studia i albo zostają nauczycielami w szkole (kiepskie zarobki, mnóstwo papierologii, w zasadzie nie musieli kończyć w tym celu lingwistyki, tylko monofilologię), zaczynają kolejne studia dla przekwalifikowania się, albo zostają bezrobotnymi. Wiem, jak to jest, gdyż sam wysyłałem CV do naprawdę wielu czasopism z zapytaniem, czy nie przyjęliby mnie jako tłumacza. Jak Pani myśli, jaka była odpowiedź? “Nie, nie, bardzo nam przykro, wolimy sobie wszystko przetłumaczyć sami, nawet byle jak” – tak mniej więcej brzmiały te maile.
Dlatego też nie wolno obiecywać świetlanych perspektyw każdemu po lingwistyce stosowanej. One są, ale tylko dla niektórych, nielicznych.